- Jak się Pani czuje? - zapytał.
- Może mi ktoś wyjaśnić jak się tu znalazłam? - powiedziałam z poddenerwowanym głosem.
- Wczorajszej nocy zemdlała Pani uderzając się głową o kant ściany. Musieliśmy szyć, była Pani pod narkozą. Przed salą są pańscy przyjaciele. Chcę się Pani z nimi zobaczyć?
I wtedy mnie olśniło. Przypomniałam sobie wszystko. Imprezę u Olka i to co zaszło między Fabianem, a Kingą. Nie chciałam w to wierzyć. Kiedy w końcu miałam pewność, że mam przy sobie najwspanialszego chłopaka pod słońcem czar prysnął. Poczułam, że moje policzki robią się coraz bardziej mokre, a z moich oczu spływa coraz więcej łez.
- Niech Pan stąd wyjdzie! Rozumie Pan? Proszę stąd wyjść! Nie chcę Pana widzieć!
Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, jeszcze nigdy nie przytrafiło mi się coś takiego. Wpadłam w totalną furię. Przecież to nie była wina tego mężczyzny, ale musiałam się na kimś wyżyć, nie mogłam inaczej. Lekarz wyszedł z sali, poczułam ulgę. Z moich oczu spływały coraz to nowe potoki łez. Przykryłam twarz poduszką i cichutko szlochałam. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
***
Leniwie uniosłam do góry powieki. Ujrzałam Olka i Tosię wpatrujących się we mnie jak w obrazek. Oni razem, w dodatku zero kłótni? Dziwne... Jednak pomijając to, zauważyłam że są ponurzy i zmieszani. Nie chodziło tu o to, że byli skazani na swoją obecność, ale coś było nie tak. Może po prostu martwili się o mnie. Dobrze wiedzieli, że jestem słabą i miękką osobą, nigdy nie potrafiłam być niezależna, nie umiałam. Zawsze smuciłam się z byle powodu, z drobnych błahostek. Chciałabym być taka jak Olek i Tosia. W sumie byli tacy sami, różnili się tylko wyglądem i płcią. Nigdy nie przejmowali się zdaniem innych, radzili sobie nawet z największymi problemami, w dodatku z ich twarzy nie schodził uśmiech. Chociaż ze swoją sprzeczką sobie nie poradzili, już od pół roku żyją w ciągłym gniewie i nawet nie mają zamiaru się pogodzić.
Przyjaciele nadal patrzyli na mnie dziwnym wzrokiem. Jednak nie wyczuwałam tu nienawiści czy też złości. A może się pogodzili? Byłabym wtedy w siódmym niebie i może pomogłoby mi to w pozbieraniu się po zdradzie mojego chłopaka. Ciągle kiedy pomyślę o Fabianie do oczu napływają mi łzy, które próbuję zahamować.
- Co się tak gapicie? - nie mogłam się powstrzymać, żeby w końcu zapytać. Zaczęły mnie już peszyć te ich spojrzenia.
Odpowiedzieli ciszą. Tosia spuściła głowę w dół po czym zaczęła cicho szlochać, abym nie usłyszała, Olek miał zaszklone oczy. O co chodzi? Przecież nic mi się nie stało, wyzdrowieję, wrócę do domu i wszystko będzie jak dawniej, tyle, że nie będę miała już chłopaka, ale to nie aż tak wielka tragedia, bynajmniej nie dla nich.
- Co jest? - spytałam nieco przestraszona.
- Oliwia, nie wiem jak ci to powiedzieć - wtedy głos Tosi się załamał, ale Olek postanowił dokończyć za nią.
- Twoja mama... Ona... ona nie żyje - chłopak nie wytrzymał, z jego oczu pociekł strumień łez.
Wpadłam w szok. Przez kilka sekund nic nie mówiłam, po czym zaczęłam płakać, a raczej ryczeć. Telepałam się jakbym miała padaczkę, choć tak na prawdę było to wywołane stresem.
- Jak to możliwe? - tylko tyle udało mi się z siebie wydusić.
Tosia i Olek przez jakiś czas nic nie mówili patrząc na mnie z litością i współczuciem. Ryczałam jak małe dziecko, któremu zabrali zabawkę. Tyle, że mi zabrali mamę. Kobietę, która zawsze była blisko mnie i oddałaby za mnie życie.
- Twoja mama źle się poczuła, pojechała do szpitala, okazało się, że guz jest jednak śmiertelny i nic nie dało się zrobić - Olek ledwo wypowiedział ostatnie słowa, jednak dalej powstrzymywał łzy.
- Nie! Nie! Nie prawda! - krzyczałam wciąż trzęsąc się ze strachu, ściskając róg kołdry i płacząc przy tym jak nigdy dotąd.
Nie myślałam o tym, gdzie teraz będę mieszkać, kto będzie mnie utrzymywał. W mojej głowie siedziało tylko to, że straciłam najukochańszą osobę jaką miałam i zamiast spędzać z nią czas i być w ostatnich momentach jej życia imprezowałam i zadręczałam się problemami mojego związku. I wtedy znów poczułam to samo uczucie, kolejny raz zemdlałam.
Przyjaciele nadal patrzyli na mnie dziwnym wzrokiem. Jednak nie wyczuwałam tu nienawiści czy też złości. A może się pogodzili? Byłabym wtedy w siódmym niebie i może pomogłoby mi to w pozbieraniu się po zdradzie mojego chłopaka. Ciągle kiedy pomyślę o Fabianie do oczu napływają mi łzy, które próbuję zahamować.
- Co się tak gapicie? - nie mogłam się powstrzymać, żeby w końcu zapytać. Zaczęły mnie już peszyć te ich spojrzenia.
Odpowiedzieli ciszą. Tosia spuściła głowę w dół po czym zaczęła cicho szlochać, abym nie usłyszała, Olek miał zaszklone oczy. O co chodzi? Przecież nic mi się nie stało, wyzdrowieję, wrócę do domu i wszystko będzie jak dawniej, tyle, że nie będę miała już chłopaka, ale to nie aż tak wielka tragedia, bynajmniej nie dla nich.
- Co jest? - spytałam nieco przestraszona.
- Oliwia, nie wiem jak ci to powiedzieć - wtedy głos Tosi się załamał, ale Olek postanowił dokończyć za nią.
- Twoja mama... Ona... ona nie żyje - chłopak nie wytrzymał, z jego oczu pociekł strumień łez.
Wpadłam w szok. Przez kilka sekund nic nie mówiłam, po czym zaczęłam płakać, a raczej ryczeć. Telepałam się jakbym miała padaczkę, choć tak na prawdę było to wywołane stresem.
- Jak to możliwe? - tylko tyle udało mi się z siebie wydusić.
Tosia i Olek przez jakiś czas nic nie mówili patrząc na mnie z litością i współczuciem. Ryczałam jak małe dziecko, któremu zabrali zabawkę. Tyle, że mi zabrali mamę. Kobietę, która zawsze była blisko mnie i oddałaby za mnie życie.
- Twoja mama źle się poczuła, pojechała do szpitala, okazało się, że guz jest jednak śmiertelny i nic nie dało się zrobić - Olek ledwo wypowiedział ostatnie słowa, jednak dalej powstrzymywał łzy.
- Nie! Nie! Nie prawda! - krzyczałam wciąż trzęsąc się ze strachu, ściskając róg kołdry i płacząc przy tym jak nigdy dotąd.
Nie myślałam o tym, gdzie teraz będę mieszkać, kto będzie mnie utrzymywał. W mojej głowie siedziało tylko to, że straciłam najukochańszą osobę jaką miałam i zamiast spędzać z nią czas i być w ostatnich momentach jej życia imprezowałam i zadręczałam się problemami mojego związku. I wtedy znów poczułam to samo uczucie, kolejny raz zemdlałam.
***
Od śmierci mamy minęły już 2 miesiące. Zaraz po tym jak umarła wróciliśmy do szkoły po wakacjach. Może to właśnie szkoła odciągnęła mnie od ciągłego myślenia o tej tragedii, przynajmniej skupiam się na czymś innym. Zaczęłam słabo radzić sobie z nauką, wszystkiego mi się odechciało kiedy nie ma przy mnie mamy. Oczywiście zamiast wziąć się w garść, ja jak zwykle się poddaję. Taka już jestem. Na razie mieszkam z moją ciotką, nie wiem jak długo, ale czas pokaże. Największą podporą są dla mnie Tosia i Olek, którzy byli ze mną od początku. Postanowili się pogodzić, a po dłuższym spędzaniu ze sobą czasu zbliżyli się do siebie i utworzyli świetną parę. Układa im się super i na prawdę do siebie pasują. Z Fabianem się nie kontaktuje. Próbował do mnie parę razy dzwonić, pisał, ale postanowiłam choć raz być niezależna, co jest bardzo dziwne. Pierwszy raz mi się to udało. Może to dlatego, że czuję do Fabiana w pewnym stopniu odrazę i po prostu się boję, że nawet jak zostaniemy kumplami spróbuje mnie jeszcze raz zranić. Wolę nie pakować się w kolejne bagno. Jeśli chodzi o innych chłopców, próbuje ich unikać, trzymam pewien dystans i jestem bardzo ostrożna. Nie wiem czy jeszcze raz się z kimś zwiążę, miłość jest chyba nie dla mnie.
Dawno nic nie dodawałam, ale nie miałam czasu, wybaczcie :c
Jak na razie widzę, że nadal tylko 2 obserwatorów, mam nadzieję, że to tylko tymczasowo :)